Pierwszy białostocki marsz równości odbył się 20 lipca 2019 roku.
Była to piękna słoneczna sobota. Nie przypuszczałam jak ważne znaczenie będzie miał mój strój tego dnia. Zupełnie zapomniałam, że po naszym mieście ma przejść parada równości. Pogoda zapowiadała się wyśmienita, toteż z wieszaka chwyciłam kolorowy strój wyjęty z epoki dzieci - kwiatów. Szerokie spodnie i równie kolorowa kwiecista bluzka stały się idealnym dopełnieniem stylizacji na piękny sierpniowy dzień.
Zbliżała się godzina piętnasta. W tym momencie miasto dziwnie się zaroiło. Nastał gwar, szum śpiew, modlitwy, prośby i groźby. Na niebie pokazały się latające drony i huczące maszyny. Chciałam zamknąć galerię i iść do domu, ale żadna z dróg nie była przejezdna. Nagle zobaczyłam od strony ul. Sienkiewicza niezidentyfikowane mrowie osób zespolonych w jedną całość. Nie zaczaiłam co to jest? Takiego widoku wcześniej nie widziałam, chyba że we śnie, lub na filmie opowiadającym o chińskich dynastiach Ming lub Tang. Był to niewyobrażalnie przerażający i dziwny widok. Kiedy obiekt się przybliżył wiedziałam już, że to oddziały policji po zęby uzbrojone. Nie mogłam pojąć, że to nasz kochany cichy Białystok nagle przeobraził się w science fiction.
Nic mi innego nie pozostało, jak tylko zostać tam gdzie byłam aby być świadkiem wydarzeń. Z racji stroju zyskałam ufność jednej ze stron, ale i wrogość tej drugiej. Policjant chętnie chciał mnie przepuścić na tęczową stronę. Oni pozdrawiając mnie zachęcali do wspólnej paradnej zabawy. Czego tam nie było, jak żyję takich atrakcji nie widziałam.
Idąc obok tęczowych, za plecami słyszałam różne okrzyki. Nagle jakiś pakier splunął w moim kierunku. Obejrzałam się do tyłu, a on zaczął krzyczeć - „wynocha do swoich ”. Zrobiło mi się przykro, przecież nie byłam po żadnej ze stron. Nagle zrozumiałam, że to mój strój sugeruje coś, co u części społeczeństwa nie wzbudza aplauzu. Znowu dostało mi się za moją modę. Ja już nic nie chciałam, zależało mi tylko na bezpiecznym powrocie do domu.